Dziś o treningu z tej drugiej strony. Po co ludzie przychodzą na trening?
-
chcą lepiej wyglądać (zrzucić kilka kilogramów / wyrzeźbić sylwetkę)
-
chcą się poruszać
-
chcą wrócić do sprawności (bolą plecy / chodzenie po schodach powoduje mroczki przed oczami)
-
chcą poprawić swoje wyniki siłowe / wydolnościowe / szybkościowe
-
chcą nauczyć się jakiegoś ćwiczenia
-
aspekty społeczne
To co za chwilę przeczytasz nie ma na celu obrażanie nikogo, celem jest podniesienie świadomości w trenowaniu. Jeżeli choć jedna osoba na tym skorzysta (zamiast się obrażać), to artykuł spełni swoje zadanie 🙂 Enjoy!
Największym problemem dzisiejszych czasów jest … „brak czasu”. Oczywiście pozorny. Bardziej chodzi o to, że sporo ludzi chciałoby mieć efekty od razu, bez wysiłku, bez poświęcenia, bez potu i bez pracy nad nimi. Jest jedno małe „ale”, gdyby wystarczyło chcieć – każdy miałby sześciopak, każdy robiłby po 30 podciągnięć i dźwigał po 250 na ławce. Tylko czy to wtedy byłoby tak pożądane? Od wielu lat wpaja nam się: „możesz być kim tylko zechcesz”, tylko nikt nie dodaje „pod warunkiem, że poświęcisz temu ogrom pracy i czasu”. Nie wystarczy chcieć, nie wystarczy zapłacić za karnet czy plan treningowy, nie wystarczy nawet trenować 2 razy w tygodniu przez godzinę. Trzeba podporządkować swoje życie pod właściwy cel. Popatrz na to w ten sposób: poświęciłeś na trening swoje cenne 2 godziny w tygodniu. Resztę czasu jeździsz samochodem, siedzisz w pracy, korzystasz z ruchomych schodów lub z windy, dzienna liczba kroków nie przekracza 2000, już nie zmywasz naczyń, bo jest zmywarka, nie ugniatasz ciasta, bo robi to jakiś robot, nawet nie odkurzasz, bo maszynka sama sobie pojeździ. Tydzień ma 168 godzin, przez 166 nie zrobiłeś nic by dotrzeć do celu – myślisz, że 2 godziny wystarczą? „Ja jestem aktywny, moja praca to ciężka praca fizyczna” – oczywiście, całkiem możliwe. Tylko skoro wykonujesz ją od kilku lat z tą samą intensywnością, to Twoje ciało już jest zahartowane na ten wysiłek i nawet go tak nie traktuje (a spróbuj zmienić pracę na siedzącą i wtedy dopiero zobaczysz co się stanie). Przecież wszyscy znamy otyłych budowlańców, górników i innych, którzy ciężko pracują, a jednak ich ciało – delikatnie mówiąc – nie nadaje się na zawody sylwetkowe. Ale do brzegu 😉
Chcesz zrzucić zbędne kilogramy? Dodaj spontaniczną aktywność w ciągu dnia: spacer zamiast jazdy autobusem czy autem, przerwę w pracy też możesz wykorzystać na chodzenie. Tak, to takie proste! Moja siostra w kwarantannie zrzuciła 6 kg bez treningu, samymi spacerami (ale robiła po 20 000 kroków dziennie!).
Chcesz osiągnąć cel treningowy (nauka ćwiczenia, zwiększenie liczby powtórzeń czy ciężaru)? To słuchaj trenera, jak mówi, że masz robić trening w poniedziałek, środę i piątek a w sobotę masz iść na saunę, to nie opuszczaj treningu i nie jedź nad jezioro, tylko najpierw wykonaj pracę, a później odpoczywaj.
Chcesz poprawić sprawność, znów j*bły Ci plecy? Zwróć uwagę na to jak chodzisz, jaką przyjmujesz sylwetkę. Zrób te nudne i żmudne ćwiczenia, które ujawniają Twoje słabe strony i nie udawaj kozaka, bo Ty już jesteś zaawansowany i nie potrzebujesz podstaw! Powrót do podstaw jest zawsze wskazany. Obserwuję ostatnio wśród podopiecznych tendencję omijania tego co „łatwe”. Wprowadziliśmy nowe zajęcia – Basic – bo mnóstwo osób nie umie przyjąć poprawnej sylwetki w podstawowych ćwiczeniach jak pompka, przysiad czy wiosłowanie. I wiesz co? Nie ma chętnych… Wszyscy tak wszystko już wiedzą, że trener zwrócił im uwagę na treningu tylko 20 razy… Rozwiązanie na wyciągnięcie ręki, ale lepiej będzie powiedzieć, że trener jest do d**y, bo nie przypilnował. A czy Ty siebie przypilnowałeś? Czy posłuchałeś, kiedy zwracał Ci uwagę?
Swoją drogą, podstawy i te nudne i żmudne treningi przynoszą najlepsze efekty i często pomagają przełamać to, co blokuje Cię w osiągnięciu celu – w końcu jesteś tak silny jak Twoje najsłabsze ogniwo 😉
I teraz chwila prawdy 🙂 Odpowiedzialny za brak efektów najczęściej nie jest Twój trener (chyba, że bardzo źle wybrałeś), ale TY!
Kiedyś usłyszałam: chodzę do Ciebie tyle czasu i nadal nie umiem. No tak, chodzisz 6 miesięcy, czasem raz w miesiącu, miałeś po drodze 2 miesiące przerwy i oczekujesz cudu? A obok ćwiczy inny podopieczny, który chodzi na treningi połowę mniej czasu i robi wszystko jak w zegarku. Trener jest zły? Raczej nie. Skoro zastosowane metody działają na inne osoby, to znaczy, że włożyłeś za mało pracy w swoje treningi. Oczywiście jest to wielkie uproszczenie – ale chodzi o to, że by być kim się chce, lub mieć to, czego się pragnie, to trzeba wziąć się w garść i uczciwie wobec siebie samego zrobić to, co jest do zrobienia. Bez względu na pogodę, bolący palec i ogólne lenistwo. Wstajesz, pakujesz torbę i idziesz na trening. Przed ważnym treningiem nie chlejesz z kumplami, tylko siedzisz na wodzie albo rezygnujesz ze spotkania. Skoro bolą Cię plecy, to trzeba wzmocnić mięśnie brzucha, pośladka i grzbietu – nawet jak to jest nudne i boli. Jak masz plan indywidualny, to jest on napisany specjalnie dla Ciebie, pod Twój cel i Twoje możliwości – tutaj brak samodyscypliny nie obnaży braku kompetencji Twojego trenera, tylko Twoje lenistwo. To Ty jesteś przeszkodą na swojej drodze do celu, bo wybierasz to co już umiesz, to co nie sprawia Ci trudności, to co Ciebie nie weryfikuje lub po prostu nie umiesz zorganizować sobie i przestrzegać planu dnia. Najprostsze rozwiązania są na wyciągnięcie ręki i najlepiej się sprawdzają, tylko trzeba mieć odpowiednie nastawienie, bez słabych wymówek i bez zwalania odpowiedzialności na tych, którzy dali Ci narzędzia, a Ty ich nie wykorzystałeś 😉
/Karola